Karolina Bosiek: Sport jest całym moim życiem

KS Pilica. Opublikowano w W mediach

Tomaszowski Informator Tygodniowy Numer: 13 (1443) z 30 marca 2018 r.

18-letnia panczenistka KS Pilica jest sportowym odkryciem minionego sezonu. O Karolinie Bosiek, najmłodszej w polskiej ekipie na igrzyskach w Pjongczangu, mówi się, że to jeden z największych talentów w historii polskiego łyżwiarstwa.  Dla mnie dzień bez treningu jest stracony. Sport jest całym moim życiem. Kocham to co robię i chcę się dalej rozwijać  mówi Karolina.

Karolina przed halą olimpijską w Korei

Karolina przed halą olimpijską w Korei

Tomaszowianka ma za sobą najlepszy sezon w karierze

Tomaszowianka ma za sobą najlepszy sezon w karierze

Z medalami mistrzostw świata juniorów

Z medalami mistrzostw świata juniorów

Gratulacje! Po raz drugi (z rzędu) wygrałaś plebiscyt TIT na najpopularniejszego sportowca powiatu tomaszowskiego.  To wyróżnienie bardzo dużo dla mnie znaczy. Kibice z Tomaszowa i okolic zawsze mnie wspierają. Jeżdżą ze mną na zawody, oglądają transmisje w telewizji. Zawsze mogę na nich liczyć.  Miniony sezon był dla ciebie bardzo wyczerpujący. Teraz masz czas, żeby trochę odpocząć, ale mimo to nie próżnujesz.  Mamy okres roztrenowania. Dostaliśmy od trenera pewne wytyczne i mamy we własnym zakresie ćwiczyć. Trzeba cały czas być aktywnym. Biegam, jeżdżę na rowerze... Jakoś mi to nie przeszkadza. Nie potrafię siedzieć i nic nie robić. Taką już mam naturę. Dla mnie dzień bez treningu jest dniem straconym. Nie umiem żyć bez sportu, jest całym moim życiem.W końcu mam też trochę czasu, żeby nadrobić zaległości w szkole. Muszę bardziej się przyłożyć i przysiąść do książek. Dziękuję nauczycielom za wyrozumiałość. Bardzo mi pomagają. Mówią, żebym się nie martwiła. Na spokojnie pozaliczam wszystko. Jestem w klasie o profilu biologicznochemicznym. A już za rok matura. Możesz też w końcu pomieszkać w domu. Przez cały sezon praktycznie cię nie było.  Jeździłam po całym świecie. Tylko wpadałam na chwilę i zaraz wyjeżdżałam z domu. Aż muszę policzyć, ile mnie nie było w domu od września do marca (śmiech), ale rzeczywiście byłam gościem.  W ostatnich miesiącach startowałaś bardzo dużo. Masz za sobą pasmo sukcesów. To był ciężki sezon, ale najlepszy w twojej karierze.  Muszę przyznać, że trochę to było męczące, ale sprawiło mi dużą przyjemność. Żeby wystartować w Pucharach Świata czy igrzyskach olimpijskich, musiałam wcześniej ciężko pracować. To dla mnie duży sukces. Mam ogromną satysfakcję. Twój trener Wiesław Kmiecik mówił, że już wiosną w ubiegłym roku zauważył, że jesteś na takim poziomie, żeby walczyć o wyjazd na igrzyska do Pjongczangu. Z tygodnia na tydzień robiłaś coraz większe postępy, zarówno pod względem wytrzymałościowym, jak i technicznym. W październiku ub.r. na zawodach kontrolnych w Inzell „wystrzeliłaś jak z armaty”. Pobiłaś rekord życiowy na 3000 m aż o sześć sekund.  Taki rezultat był dużym zaskoczeniem zarówno dla mnie, jak i trenera. Tym bardziej, że na obozie wcześniej nie czułam się zbyt dobrze (byłam trochę przeziębiona) i wyniki nie były zachwycające. Ten wynik z Inzell dodał mi pewności siebie. Uwierzyłam, że jestem dobrze przygotowana i czeka mnie bardzo udany sezon.  Tak też się stało. Zdobyłaś medale na mistrzostwach Polski seniorów, a następnie pojechałaś na cykl zawodów Pucharu Świata, gdzie wywalczyłaś kwalifikację olimpijską.  Krajowy czempionat był dla mnie miłym zaskoczeniem. Zdobyłam srebrny medal na 3000 m i brązowy na 1000 m. Podczas zawodów Pucharu Świata w Calgary pobiegłam 4:03,45, ustanawiając rekord Polski juniorek. Nie mogłam uwierzyć, że pobiegłam tak szybko. Tylko niespełna sekundę gorzej od rekordu Polski seniorek. Ten wynik dał mi później kwalifikację olimpijską. Byłam bardzo szczęśliwa. Po tym jak uzyskałaś przepustkę do Pjongczangu, zaczęła mówić o tobie cała Polska. W wieku niespełna 18 lat, jako najmłodsza w polskiej reprezentacji, pojechałaś na igrzyska.  Tak, telefon się rozdzwonił. Zrobiło się wokół mnie sporo szumu. Jednak starałam się podchodzić do tego spokojnie.  W Korei zostałaś „rzucona na głęboką wodę”. Pojechałaś na pierwsze igrzyska na drugi koniec świata bez swojego trenera, ale mimo to świetnie dałaś sobie radę.  Jadąc na igrzyska, nie stawiałam sobie wielkich celów wynikowych. Stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia. Ten start miał być dla mnie nauką i doświadczeniem na przyszłość. Rzeczywiście igrzyska to specyficzna impreza, a musiałam sobie sama z tym wszystkim poradzić. Bardzo odczuwałam brak mojego trenera na miejscu. Kontaktowaliśmy się tylko emailowo i telefoniczne, ale to nie to samo co wspólne zajęcia. Podczas treningów w hali olimpijskiej nie miałam się do kogo odezwać. Nie czułam się na lodzie zbyt pewnie i nie mogłam sobie z tym poradzić. W tym momencie brakowało mi trenera, który przez cały sezon jeździł ze mną na każde zawody. Na igrzyskach zabrakło dla niego miejsca. Szkoda, że tak się stało na tak ważnej imprezie. Jednak mam nadzieję, że to wszystko mnie tylko wzmocni i będzie cennym doświadczeniem na kolejne lata.  Starsi koledzy z reprezentacji i trenerzy na miejscu nie pomogli ci się w tym wszystkim odnaleźć? Trenerzy z kadry skupiali się głównie na swoich zawodnikach. Nie ukrywam, że nie mogłam liczyć na zbyt wiele wskazówek od nich, ale już zostawmy ten temat... Mimo tych wszystkich przeciwności spisałaś się bardzo dobrze. 16 miejsce w biegu na 3000 m trzeba uznać za duży sukces.  Jak na debiut olimpijski to miejsce było bardzo dobre. Jednak wiem, że mogłam ugrać jeszcze więcej. Przez cały pobyt w Korei nie czułam się dobrze, szczególnie na lodzie. W biegu jechałaś z Holenderką, późniejszą mistrzynią olimpijską. Zaczęłaś bardzo szybko, w tempie na rekord świata.  (śmiech) Wychodzę z założenia, że trzeba ryzykować. Jeśli danego dnia jest dobra dyspozycja, to się uda, a jeśli nie, to trudno. Na 3000 m byłaś druga z polskich reprezentantek (po Luizie Złotkowskiej). Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, powinnaś wystartować w eliminacjach biegu drużynowego. Jednak trener Krzysztof Niedźwiedzki złamał te zasady i wystawił Katarzynę BachledęCuruś, która była indywidualnie od ciebie słabsza. Miałaś o to żal? Pewnie, że tak. Było ustalone, że jadą dwie najlepsze z 3000 m i najlepsza z 1500 m. Trener nie wywiązał się z tych założeń. Miałam w ogóle nie wystartować w tej konkurencji. Trochę mi było przykro.Jednak po słabym występie w eliminacjach, trener zdecydował się mnie wstawić do składu do biegu finałowego (w walce o siódme miejsce). Zachowałaś się bardzo profesjonalnie. W końcu trener złamał zasady. Mogłaś „strzelić focha” i powiedzieć, że skoro zostałaś pominięta, to już nie chcesz startować.  Nie, nie, postanowiłam, że wystartuję. Chciałam nabrać doświadczenia w tak ważnej imprezie. Chociaż miałam ogromną tremę, bo wcześniej nie trenowałam z dziewczynami. A bieg drużynowy jest specyficzny, wymaga współpracy w zespole i równej dyspozycji wszystkich zawodniczek. Bałam się, że zawalę, ale dotrzymałam kroku Natalii Czerwonce i Luizie Złotkowskiej i wygrałyśmy z Koreankami. Współpracowało się nam bardzo dobrze.  Po tym występie stałaś się bohaterką polskiej drużyny. Wskoczyłaś do składu i od razu było lepiej. Siódme miejsce oznacza dla ciebie stypendium. Wiadomo, że finanse w sporcie są bardzo ważne. Teraz będzie mi lżej trenować i nie będą musiała się martwić o fundusze.  Powiedziałaś, że nie mogłaś się odnaleźć na igrzyskach. Ta atmosfera trochę się przytłoczyła. Mimo kilkudniowej aklimatyzacji czułam się cały czas zmęczona. Tamtejszy klimat chyba nie był dla mnie zbyt korzystny. Myślałam, że będą większe emocje. A było jakoś tak zwyczajnie, jak na każdym Pucharze Świata. Wiadomo, pod względem organizacyjnym było bardziej dopracowane. Kilka lat temu byłam na młodzieżowych igrzyskach w Lillehammer i tam już mogłam poczuć atmosferę igrzysk. W Pjongczangu było pod tym względem podobnie, niemal identycznie.  Był czas na zwiedzanie, zabawę, skosztowanie potraw kuchni azjatyc kiej? Byłam na igrzyskach aż trzy tygodnie, a raczej wszystko kręciło się wokół wioski olimpijskiej i hali lodowej. Między tymi obiektami było 10 minut drogi busem. Na stołówce było jedzenie europejskie i azjatyckie. Nie było aż tak źle, chociaż myślałam, że będzie lepiej. A warunki mieszkaniowe były bardzo dobre. Mieszkałam z dziewczynami z reprezentacji. Koreańczycy okazali się bardzo gościnni i uprzejmi. Widząc sportowców na ulicy, kłaniali się nam w pas. Było sympatycznie. Nie miałam czasu na dłuższe wypady. Jednego dnia pojechaliśmy rowerami nad morze. Mimo że był mróz, to świeciło piękne słońce. Nie byłam na ceremonii otwarcia, bo następnego dnia już miałam start. A do kraju wróciłam tuż przed ceremonią zamknięcia igrzysk. Koledzy z reprezentacji sprawili ci miłą niespodziankę na 18 urodziny. To miało być zebranie organizacyjne. Wchodzę do sali, wielkie zaskoczenie. Sto lat i tort w kształcie łyżwy, balony, czapeczki. Było bardzo miło.  Wróciłaś z igrzysk, zdążyłaś się przepakować i już ruszyłaś na kolejne zawody, na drugi koniec świata. Udało się wrócić z Korei dwa dni wcześniej niż planowaliśmy. Dzięki temu zdążyłam na chwilę zajrzeć do domu i zaraz znowu w samolot. Polecieliśmy do Stanów Zjednoczonych, na ostatni akcent tego sezonu. W mistrzostwach świata juniorów w Salt Lake City wystartowałaś właściwie z marszu, bez wcześniejszego przygotowania. A mimo to zdobyłaś dwa medale. Tak, nie było na to czasu. Właściwie przez cały sezon co tydzień gdzieś startowałam. Dla moich rówieśniczek była to impreza docelowa, a dla mnie po prostu kończąca ciężki sezon.  Zdobyłaś srebrny medal w biegu masowym. W tej konkurencji już nieraz pokazałaś się z dobrej strony. Widać, że lubisz się ścigać, rywalizować bark w bark na torze.  To jest bardzo podobne do rolek. Myślę, że całkiem dobrze sobie radzę w tej rywalizacji. W kolejnym sezonie powalczę o kwalifikację w tej konkurencji na Puchary Świata.  Mimo to, chyba 3000 m pozostanie twoim koronnym dystansem. Pewnie tak, ale trzeba próbować sił też w innych konkurencjach. Właśnie w biegu masowym, ale też na 1500 m. W Salt Lake City fajnie pokazałyście się też w drużynie, zdobywając (z Karoliną Gąsecką i Natalią Jabrzyk) brązowy medal w biegu drużynowym w sprincie. To są dziewczyny, które niebawem też powinny znaleźć się w pierwszej reprezentacji. Prezentują coraz wyższy poziom i pewnie tak się stanie. Na razie nie wiadomo, kto ze starszych zawodników odejdzie, kto będzie prowadzić reprezentację? Zobaczymy, jak to wszystko się ułoży. W porównaniu do Soczi (tam były trzy medale), polscy łyżwiarze w Pjongczangu wypadli bardzo słabo. Pozytywnie mówiło się tylko o występach młodych, czyli o tobie i Kai Ziomek (na 500 m), również podopiecznej trenera W. Kmiecika. To pokazuje, że trzeba stawiać na młodych zawodników. Kadra juniorów i młodzieżowców prowadzona przez W. Kmiecika powinna stać się z czasem pierwszą reprezentacją. Zresztą trenujecie w perspektywie kolejnych igrzysk w 2022 r. w Pekinie.  Igrzyska w Pjongczangu nie były udane dla naszych łyżwiarzy. Nie mieliśmy też szczęścia. Jak Artur Nogal, który upadł po drugim kroku. Taki sport. Już za cztery lata kolejne igrzyska i trzeba brać się do roboty. A ciebie do ciężkiej pracy nie trzeba specjalnie namawiać? No nie (śmiech). Z W. Kmiecikiem współpracujesz już niemal trzy lata. Dużo zyskałaś w tym czasie. Trener mówi, że pod względem technicznym jesteś już bliska perfekcji. Nie, nie (śmiech). Jeszcze sporo mi brakuje, dużo pracy przede mną. Po prostu chcę dalej pracować z moim trenerem i wiem, że dzięki temu będę się dalej rozwijać.  Kiedy zaczniecie przygotowania do nowego sezonu?  Przerwa nie będzie długa. Już niebawem się zbieramy i zaczynamy od treningów biegowych i imitacyjnych. Niedługo też wejdziemy na rolki. Z czasem zajęć będzie coraz więcej.  A latem będziecie mogli trenować na lodzie w Tomaszowie? Nie, z tego co wiem, to jeszcze nie będzie lodu. Tak więc będziemy wyjeżdżać na zgrupowania do Inzell. Tam tor położony jest w górach, na sporej wysokości. Lubię tam trenować, to świetne miejsce do przygotowań przed sezonem. A w Tomaszowie wyjedziemy na lód w październiku. Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.

Rozmawiał: Adrian Grałek